Wraz z wejściem do UE i szybkim rozwojem gospodarczym polscy konsumenci poszukiwali sposobu na kredytowanie zakupu mieszkań. W owym czasie rynek podlegał tak dynamicznemu rozwojowi, że niektórzy deweloperzy zrywali umowy przedwstępne i zawierali nowe, na korzystniejszych dla siebie zasadach - przede wszystkim po wyższych cenach. Już wtedy zwracano uwagę na dyskusyjne zapisy w umowach kredytowych i kwestionowano niektóre praktyki deweloperów. Niestety, pojedyncze głosy nie były wystarczająco donośne.
Pokaż więcej

Po latach okazało się, że Ci, którzy zwracali uwagę na wady w umowach i nieuczciwe praktyki związane z brakiem dostatecznej informacji o potencjalnych skutkach zawarcia umowy o kredyt hipoteczny z elementem waluty obcej mieli rację.

Naturalnie zapalnikiem była istotna zmiana kursu franka w 2009 r. i problemy finansowe części frankowiczów. Ich skala była tak duża (w grudniu 2008 r. wartość zaciągniętych kredytów frankowych wynosiła 149 mld zł), że kredytobiorcy otrzymali własną nazwę – „frankowicze”, a o ich poparcie starali się kolejni politycy, obiecując korzystne zmiany w przepisach. Do uchwalenia takich zmian lub choćby wniesienia projektów nigdy nie doszło, a część frankowiczów poszła do sądów, próbując unieważnić umowy kredytowe w związku z niedozwolonymi postanowieniami takimi jak:

  • ustalanie oprocentowania według niejasnych kryteriów,
  • wprowadzanie tzw. spreadów,
  • zmuszanie do wykupienia ubezpieczenia niskiego wkładu czy
  • nie uwzględniania ujemnego LIBOR-u.

W ślad za unieważnieniem umowy miał pójść pożądany skutek – zwrot samego kapitału kredytu, bez odsetek. Nadpłacone sumy kredytu miał zwrócić bank.

Niektórzy szli jednak dalej twierdząc, że kapitału zaciągniętego kredytu nie należy zwracać, bo roszczenie banku uległo przedawnieniu (po 3 latach), za to konsument miał móc żądać zwrotu nadpłaconych kwot (przedawnienie roszczenia konsumenta wynosiło 10 lat, przed nowelizacją Kodeksu cywilnego w 2018 r.).

Pojawiające się teorie i różne wyroki sądów powszechnych, wymagały ujednolicenia. W końcu Sąd Okręgowy w Warszawie, do którego tylko w pierwszym półroczu 2019 wpłynęło ponad 1600 spraw, zadał pytanie prejudycjalne Trybunałowi Sprawiedliwości Unii Europejskiej (sprawa C-260/18 Kamil Dziubak i Justyna Dziubak / Raiffeisen Bank International AG).

Ramy sporu

Sprawa, w której postawiono pytania, była – można powiedzieć – wzorcowa. Konsumenci w 2008 r. wzięli kredyt indeksowany we frankach. W takich umowach kwota kredytu określana jest w złotówkach, a następnie przeliczana na franki (przy zastosowaniu korzystniejszego oprocentowania tej waluty). Raty spłacane są w polskich złotych, ale do określenia wysokości raty stosuje się kurs waluty. To właśnie kurs i mechanizm przeliczania stanowił problem w kwestionowanym postanowieniu umownym, bo na dobrą sprawę bank decydował o kursie, który z reguły bywał mniej korzystny, niż kursy pozabankowe, np. w kantorach online lub stacjonarnych. Co więcej, wypłata kredytu następowała po cenie kupna CHF (niższym) zaś spłata po cenie sprzedaży (wyższym). Już więc na samym starcie konsument tracił wymierne kwoty.

Tu dla porządku należy dodać, że na rynku występował też inny typ kredytu frankowego – denominowany. Różnił się tym, że kwota kredytu w umowie była określana we frankach.

Dla warszawskiego Sądu Okręgowego problemem była nie sama abuzywność postanowienia, ale skutki, jakie pociągała za sobą. Przypomnijmy – zgodnie z Kodeksem cywilnym (art. 3851) jeżeli postanowienie jest niedozwolone, traktowane jest jak nieistniejące. Usunięcie takiej klauzuli z umowy może powodować upadek całej umowy, w szczególności, gdy postanowienie to dotyczyło kwestii dla istnienia umowy podstawowej - ceny kredytu.

Sąd spytał się więc m.in., czy po usunięciu niedozwolonych warunków w umowie można je zastąpić przepisami polskiego prawa o charakterze ogólnym stanowiącymi, że skutki wyrażone w umowie są uzupełnione skutkami wynikającymi z zasad współżycia społecznego i ustalonych zwyczajów. Odpowiedź twierdząca mogłaby oznaczać np. że sąd może zastąpić kwestionowany koszt kredytu innym sprawiedliwszym wskaźnikiem.

Wyrok TSUE w sprawie frankowiczów

TSUE orzekł następująco:

Przepisy dotyczące niedozwolonych klauzul (Artykuł 6 ust. 1 dyrektywy 93/13) umożliwiają stwierdzenie nieważności umowy, jeżeli usunięcie klauzul (uznanych za niedozwolone) z umowy spowodują zmianę charakteru głównego przedmiotu umowy. Istotna jest przy tym wola konsumenta, nawet – jeżeli zdaniem sądu – wola ta mogła prowadzić do skutków dla konsumenta niekorzystnych.

Trybunał stwierdził przy tym, że sąd krajowy nie jest upoważniony do wypełniania luk w umowie, spowodowanych usunięciem z niej nieuczciwych warunków poprzez zastosowanie krajowych przepisów o charakterze ogólnym. Chodzi tu zwłaszcza o zasady słuszności czy ustalone zwyczaje.

Sam wyrok jest oczywiście dużo bardziej szczegółowy, stąd osoby zainteresowane powinny zapoznać się jego oryginalną treścią.

Co zatem wynika z wyroku TSUE dla przeciętnego frankowicza?

Przede wszystkim to, że wyrok nie powoduje automatycznego skutku dla umów frankowych. Wszelkie twierdzenia o wielkim sukcesie i rychłym upadku umów bez konieczności spłacania czy możliwości żądania nadpłaconych kwot należy uznać za co najmniej przesadzone.

Wyrok jest korzystny dla konsumenta, ale nadal chcąc dochodzić roszczeń z tytułu takiej umowy, konieczne jest wszczęcie postępowania sądowego. Z oświadczeń banków wynika, że raczej nie będą skłonne do rozliczenia się z kredytobiorcami, zgodnie ze wskazówkami TSUE. Niestety więc, aby podjąć jakiekolwiek działania, konieczne jest skorzystanie z profesjonalnej pomocy prawnika. Przede wszystkim po to, aby zidentyfikować, czy w umowie znajduje się niedozwolone postanowienie.

Tu już na samym początku czają się pułapki – przeciętnemu konsumentowi trudno będzie wybrać dobrego prawnika. Konieczna jest więc duża dokładność i rozsądek przy ewentualnym wyborze kancelarii. Tuż po wyroku objawiło się wiele kancelarii zapewniających o doświadczeniu w tych sprawach. To doświadczenie trzeba weryfikować – konsument de facto po raz kolejny inwestuje swoje (nie kancelarii) pieniądze, mając w perspektywie widoki na odzyskanie przeważnie kilkunastu-kilkudziesięciu tysięcy złotych. Wynagrodzenie, jakie trzeba będzie przewidzieć dla kancelarii, to prawdopodobnie kilkanaście tysięcy. Istnieje ryzyko przegrania sporu – wówczas nie tylko zapłaci prawnikowi (to zależy od umowy), ale też poniesie koszty sądowe. Częścią tych kosztów może być zwłaszcza opinia biegłego co do nadpłaconej kwoty kredytu.

Dla przykładu można podać świeże orzeczenie Sądu Apelacyjnego w Warszawie (Sygn. akt VI ACa 264/19 z 11 października 2019 r.), wydane tuż po wyroku TSUE. Sąd nie unieważnił umowy, choć uwzględnił żądania powódek w znaczącej części. W sprawie zapowiadana jest kasacja.

W innym postępowaniu (Sygn. akt I C 985/17) Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia wydał wyrok po myśli powodów i orzekł, że są zobowiązani do zwrotu kapitału w złotych, według stopy LIBOR dla franków szwajcarskich.

Wyroki sądów w sprawie kredytów frankowych

Zasadniczo, w sprawach frankowiczów można się z spotkać z trzema typami orzeczeń:

1. unieważnieniem umowy kredytu frankowego,

2. zastosowanie tzw. „teorii salda”,

3. odfrankowieniem kredytu.

W pierwszym przypadku umowę traktuje się jako nieważną od początku. Stwierdzenie nieważności skutkuje obowiązkiem rozliczenia stron z umowy. Dyskusyjne pozostaje, na jakich zasadach i jakie decyzje sąd podejmie w przedmiocie przedawnienia roszczeń, które nie jest instytucją niewzruszalną (w niektórych sytuacjach można zastosować zarzut nadużycia prawa podmiotowego z art. 5 Kodeksu cywilnego; por. np. wyrok Sądu Najwyższego z 27 listopada 2013 r, sygn. akt V CSK 516/12). Owa wzruszalność może być właśnie podstawą do zastosowania „teorii salda” i obowiązkiem zwykłego rozliczenia się stron z nadpłat.

Trzecia możliwość to postanowienie o obowiązku spłaty kredytu po prostu w złotych, bez przeliczania, może nawet z zastosowaniem oprocentowania frankowego.

Teoretycznie sąd ma wiele możliwości i wiele też zależy od sformułowania żądania przez powoda (konsumenta). Większość komentatorów zwraca uwagę właśnie na wyrażony w pozwie interes ekonomiczny powoda, dając pierwszeństwo jego żądaniom. W interesie konsumenta może być bowiem utrzymanie umowy kredytu i spłata na innych zasadach. Wiele zależy od umowy i sprawności profesjonalnego pełnomocnika.

Od czego zacząć pracę nad zaskarżeniem umowy kredytowej?

Od rozmowy z prawnikiem albo od razu od reklamacji do banku. Reklamację można złożyć samodzielnie, korzystając chociażby ze wzorów dostępnych w sieci (np. ze stron stowarzyszeń frankowiczów).

Odrzucenie reklamacji otwiera drzwi do kolejnych działań: wyboru prawnika (chyba że już go mamy), podliczenia kosztów i potencjalnych zysków, rozważenia strategii procesowej, w tym decyzji o ewentualnej ugodzie, jeżeli bank taką zaproponuje.

Warto rozważyć pomoc Rzecznika Finansowego, Rzecznika Konsumentów lub organizacji konsumenckiej. Każdy z tych wyborów musi jednak opierać się na zasadzie ograniczonego zaufania i trzeźwej ocenie własnych możliwości. Dochodzenie roszczeń może być długotrwałe i kosztowne. Odrzucić tu jednak trzeba zapowiedzi banków o potencjalnym domaganiu się zapłaty za korzystanie z kapitału w razie unieważnienia umowy, jako niemające solidnego poparcia w prawie. Istnieje cały szereg argumentów świadczących przeciwko takiej możliwości.

Spłata kredytu co do zasady nie uniemożliwia dochodzenia roszczeń. Co więcej, istnieje potencjalna możliwość wznowienia spraw zakończonych prawomocnym wyrokiem lub prowadzenia ich tam, gdzie umowa była aneksowana w celu usunięcia niedozwolonych postanowień z umowy, jednak to wymaga indywidualnej oceny.

Jeżeli reklamacja skierowana do banku nie zostanie uznana (a pewnie nie będzie) warto zawezwać bank do próby ugodowej (najlepiej w porozumieniu z prawnikiem). Czynność taka przerwie bieg przedawnienia dla kolejnych rat (przypomnijmy, dla konsumenta taki termin wynosi 10 lat).

Więcej informacji na ten temat znajdziecie w kursie: Kredyt hipoteczny we frankach szwajcarskich – co robić?

Podsumowując, należy oczywiście docenić treść wyroku i wyrażoną w nim postawę TSUE, stającego po stronie konsumenta. Takiego wyroku w zasadzie spodziewał się cały rynek. Symptomatyczne jest jednak to, że kursy walut po ogłoszeniu wyroku po zwyżce spadły do poprzednich poziomów. Rynek nie przestraszył się więc orzeczenia i uznał, że długotrwałość procesu dochodzenia roszczeń przez frankowiczów na razie raczej nie zaszkodzi bankom. Prawdopodobnie jednak wszyscy klienci banków zapłacą w różnych opłatach lub oprocentowaniu za niefrasobliwość kredytodawców sprzed 10 lat.

Nasi Partnerzy

logo
logo
logo
logo
logo
logo